No właśnie... Plany na weekend miałam wielkie i ambitne: sprzątanko, mycie okien,
pieczenie domowych cinnabonsów, wyprawa na Jurę... Taaaaaaa....
W sobotę obudził mnie ból i wszystkie plany znów legły w gruzach.
Musiało mnie gdzieś w piątek przewiać, bo mam taki "postrzał" w okolicy lędźwi,
że łażę wygięta jak paragraf i z pochyłem do przodu :-(
Normalnie paralityk pierwszej wody!!! Jakieś 2 lata temu miałam już takie akcje,
ale od tamtego czasu dzięki akupunkturze moje problemy przycichły.
No cóż... Sprzątanie nie doszło do skutku w 50%, mycie okien w 100%,
za to cynamonowe bułeczki upieczone rękami męża :-) Szacun dla niego!
Przed wskoczeniem do piekarnika
I upieczone oraz posmarowane "polewą"
Wyszły BAJECZNE!
Przez to, że głównie leżałam przez te 2 dni, zajmowały mnie rzeczy niekartkowe.
Nie ma tego złego, co by na dobrze nie wyszło i wreszcie w pozycji uziemionej
przerobiłam z youtube.com kursik na szydełkowego kwiatka
i dzierganie bez użycia drutów czy szydełka... czyli na własnych palcach!
Super zabawa!!!
Mam zamiar zrobić z tego szalik :-)
A tutaj me pierwsze szydełkowe kwiecie...
Zawsze bardzo podobały mi się kartki z takimi dzierganymi kwiatuszkami
i od dawna chciałam się z tym zmierzyć.
Moja Babcia świętej pamięci była mistrzem szydełka. Jak ja teraz żałuję,
że za młodu wykazałam chęć nauczenia się tylko podstaw szydełkowania...
Fotki troszkę nieostre, bo popołudniu już ręce mi się trzęsły przez te bolące plecy.
I już znalazłam sobie następną opcję do spróbowania: dzierganie na nadgarstku :-)))